W swoim życiu często słyszałam od innych ludzi: ambitna, pracowita, cierpliwa. Nie odnosiły się one do żadnej konkretnej sytuacji, zdarzenia, momentu. Za negatywne rzeczy zostawałam besztana (i to ze strony najbliższych), a pozytywne rzeczy pozostawały bez echa. Kiedy jednak ktoś inny mnie pochwalił, bardzo się peszyłam i nie przyjmowałam tych słów za pewnik. Zawsze miałam poczucie, że to nie prawda, a ja i tak ciągle robię za mało. Czy te sytuacje spowodowały, że utknęłam w pułapce perfekcjonizmu?
Odkąd tylko pamiętam zawsze chciałam być we wszystkim najlepsza. Nie chodziło tutaj wcale o bycie lepszym od innych i wywyższanie się. Po prostu kiedy robiłam coś dobrze nikt tego nie zauważał (nikt czyli najbliżsi), dlatego chciałam robić coś bardzo dobrze, a nawet najlepiej. Liczyłam wtedy na pochwałę, ale jej nie było. Więc robiłam co innego, ale zawsze najwyżej. Nawet jeśli w szkole jakiś przedmiot mnie nie interesował, ocena zawsze miała być najlepsza, albo chociaż jej dorównywać.
Trudne wybory
Pomimo tego, że moja ścieżka edukacyjna i droga zawodowa w kierunku sztuki, nie do końca spotkała się z pozytywnym odbiorem ze strony rodziców, wspierali mnie finansowo i nie kazali mi wybierać innej drogi. Jednak zawsze na plecach czułam ich oddech niezrozumienia i strachu, że sobie nie poradzę. Ta mała wiara we mnie sprawiła, że sama też w siebie nie wierzyłam, chociaż uparcie nigdy się nie poddawałam.
I tak powoli krok za krokiem szłam do przodu, nawet jeśli były to małe dystanse. Jestem z nich dumna, chociaż ciągle porównuję się do innych. Myślę sobie, że ktoś w podobnej dziedzinie i w podobnym wieku, a nawet młodszy, osiągnął już więcej. Wtedy przychodzi czas smutku i bezsilności. Pojawia się pytanie – „Może robię za mało?”, „Może się do tego nie nadaję?”. Zapominam w tym wszystkim, że każdy ma za sobą inny bagaż doświadczeń i inne warunku do życia i rozwoju. Każdy jest inny, co nie znaczy, że skoro nie robię dziesięciu rzeczy naraz i nie zarywam nocek, to że nic nie osiągnę i nigdy nic się nic nie uda. Mogę robić mniej, nawet jeśli to oznacza mniejsze pieniądze. Jeśli jednak pozostanę w zgodzie ze sobą, też będę szczęśliwa.
Każdego dnia uczę się jak postępować, by nie ranić siebie. Chcę ufać sobie i wierzyć w siebie, bez względu na to co powiedzą inni. Bez względu na to, czy kiedyś moi rodzice powiedzą mi, że są ze mnie dumni. Pewnie tak jest, tylko oni tak samo jak ja nie potrafią się otworzyć.
Na swoim
Teraz prowadząc własną działalność uczę się otwartej komunikacji, wyrażania swoich myśli wprost, nawet jeśli nie są one do końca poprawne. Nawet jeśli zapytana o coś odpowiem źle, ważne żeby wyrzucić z siebie wszystkie myśli. Oczywiście uważam, że nie ma złych odpowiedz, ale wiecie o co chodzi. Dwa plus dwa to cztery.
Ale co z tym perfekcjonizmem? Wiadomo, startując w rekrutacji, mimo że nie spełniam wszystkich umiejętności i wiem, że mogę odpaść, kiedy tak się dzieję czuję się okropnie. A nie powinnam. Posiadam inne umiejętności, zaryzykowałam, spróbowałam, nie udało się. Nikt nie jest we wszystkim dobry. To wcale nie oznacza, że jestem słaba. Jeśli chcę zdobyć dodatkowe umiejętności, muszę poświęcić czas na ich naukę, a nie stać w miejscu i mówić, że jestem beznadziejna.
Często robię coś innego i nie mogę poświęcić czasu na dodatkową wiedzę, ale to nie oznacza, że ten czas jest zmarnowany. Przecież robiłam coś innego, równie ważnego. Nigdy nie będę we wszystkim najlepsza. Wszystko jest sztuką wyboru. c.d.
1 comment on “W pułapce perfekcjonizmu, część 1”